sobota, 3 kwietnia 2010

Mowa - nie trawa

Język poetów, język pisarzy,
analfabetów i kominiarzy.
Język człowieka, co bardzo kocha.
Język bobasa. Język z rynsztoka.

Wiatr w nim szeleści, deszcz szemrze cicho,
chrząszcz brzmi gdzieś w trzcinie jak jakieś licho,
gżegżółki krążą zaś nad stołami
z powyłamywanymi nogami.

To taka mowa, nasza – ojczysta.
Śpiewna i trudna. Jasna i czysta.
Emocje grają. Niemoc zaś szlocha.
I ja ją taką naprawdę kocham!

1 komentarz:

  1. I elokwencja. I abnegacja.
    Bo stres potężny. Oraz frustracja.
    On to się jąkał, ona gadała.
    Swoje trzy grosze mu dodawała.

    Ekonomiści. Taki duecik.
    Zyta i Sławek. Niezły pasztecik.
    Piękni oboje! Tacy wspaniali,
    Że przed Świętami nam popis dali!

    OdpowiedzUsuń