Język poetów, język pisarzy,
analfabetów i kominiarzy.
Język człowieka, co bardzo kocha.
Język bobasa. Język z rynsztoka.
Wiatr w nim szeleści, deszcz szemrze cicho,
chrząszcz brzmi gdzieś w trzcinie jak jakieś licho,
gżegżółki krążą zaś nad stołami
z powyłamywanymi nogami.
To taka mowa, nasza – ojczysta.
Śpiewna i trudna. Jasna i czysta.
Emocje grają. Niemoc zaś szlocha.
I ja ją taką naprawdę kocham!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
I elokwencja. I abnegacja.
OdpowiedzUsuńBo stres potężny. Oraz frustracja.
On to się jąkał, ona gadała.
Swoje trzy grosze mu dodawała.
Ekonomiści. Taki duecik.
Zyta i Sławek. Niezły pasztecik.
Piękni oboje! Tacy wspaniali,
Że przed Świętami nam popis dali!