czwartek, 12 listopada 2009

Kraj lat dziecinnych



Byłem w Katowicach.
Przeżyłem tam 25 lat.
Wszystkie szkoły tam kończyłem.
Dawniej w tym miejscu był "szaberplac".

7 komentarzy:

  1. Serwus Stanisławie.
    Widzę że jesteś bardzo aktywnym blogerem i w mojej ocenie bardzo dobry, co nie często się zdarza. Przeczytałem Twoje wszystkie wiersze
    i widać w nich wielki profesjalizm i humor
    znakomity. Katowice i 25 spędzonych tam lat
    to prawie połowa Twojego życia.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Pszepraszam za brak liter w słowie profesjonalizm

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj, Włodku.
    Ja jestem blogerem. Ale to dla mnie dziwnie brzmi:)
    Wszystko przez cenzurę na forach tvn24. To był powód, że sobie tego bloga założyłem.
    Obecnie nie piszę już tyle, co kiedyś.
    Kiedyś pisałem 10 - 20 tekstów dziennie i zaraz je publikowałem na różnych forach.
    Dziś piszę mniej, ale też nie publikuję od razu wszystkiego, co napiszę.
    Miasta. Właściwie tylko 3.
    Katowice, Chorzów, Siemianowice.
    Pozdrawiam i udanego dnia życzę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tylko raz posłałem przez TVN24 wiersz do Pana Premiera pt."Bieda emeryta" w lutym 2008r. bo była taka możliwość na Rynku Głównym w Krakowie
    ale oni też tylko okrojone przekazali na wizji.
    Dlatego już więcej razy nie miałem ochoty.
    Dużo zdrówka życzę i weny

    OdpowiedzUsuń
  5. "Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie
    Święty i czysty jak pierwsze kochanie."
    Od urodzenia mieszkam w Lublinie, a moim "krajem lat dziecinnych" jest pewna stara XVI -wieczna kamieniczka na Starym Mieście. Tam mieszkali kiedyś moi dziadkowie. Rodzice byli bardzo zajęci i często "podrzucali" mnie do dziadków na przechowanie. Pamiętam podwórko - studnię i piękne, drewniane krużganki, po których uganiałam się z dzieciakami. I stary zdrój na podwórku z mosiężną głową lwa, z paszczy którego tryskała woda. I kwadrat nieba
    nad podwórkiem, z księżycem, który odbijał się w wiecznej kałuży... i zawsze skrzypiące drewniane schody ... i mosiężną kołatkę przy drzwiach... jakieś okiennice, klamki , zasuwy...piwnicę w lochu - dwa piętra w dół, gdzie chodziłam z babcią po ziemniaki i kompoty i w dziecięcej wyobraźni prawie że słyszałam dżwięk łańcuchów i jęki skazańców...Dziś w tej kamienicy - pięknie odnowionej - są jakieś kancelarie notarialne i puby; wszystko już odarte z dawnej tajemniczości i uroku, podwórko wyłożone elegancką kostką, wstęp wzbroniony. Ale do dziś, ile razy tamtędy przechodzę, idę cichutko na palcach i zamykam oczy...
    Pozdrawiam nostalgicznie :)
    ewa*

    OdpowiedzUsuń
  6. Super!
    Ale tam musiało być ładnie!
    Powoli zaczynam mieć różne pomysły na ten blog.
    Ale wszystko we właściwym czasie:)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń