niedziela, 31 października 2010

Tadeusz Pan

Do Tadeusza! Do Tadeusza!
I gwardia z wodzem pospiesznie rusza.
Już nie ma Lecha i czarownicy,
Są za to inni ważni pątnicy.

Antek i Zero, Sobecka Anka,
Co się od razu krząta przy dzbankach,
Jacek, Mariuszek, Achim, Fotyga,
Co w tańcu zawsze uroczo śmiga.

Jedzą i piją, prezenty dają,
Życzenia szczere ojcu składają,
Toasty wznoszą, pieśni śpiewają
I jemu serca swoje oddają.

On się uśmiecha. Uśmiech łagodny,
Bo zewsząd słyszy chór głosów zgodny.
Po główkach głaszcze, prawi kazania,
Dłonie podaje do całowania.

sobota, 30 października 2010

Przy sobocie



Zamknąć kretyna w wariatów domu,
By już nie szkodził w Polsce nikomu.
Bo tylko jątrzy i jadem pluje,
Wojnę domową nam tu szykuje.

Zamknąć w pokoju i zakneblować,
Bo już za późno, by go wychować.
Znane to zdanie - że czym skorupka ...,
Więc trzeba pozbyć się tego głupka!

piątek, 29 października 2010

Właśnie

obejrzałem materiał Maciej Knapika na temat posłów wyjeżdżających na długi weekend.
To są jednak palanty!

Zbzikowany bobas

Precz z językiem nienawiści!
Niech się taka wizja ziści:
Wyrwać język prezesowi!
Bo dostaje już do głowy!

Bredzi, plecie, pieprzy, baje,
Bo on takie ma zwyczaje.
Jątrzy, drażni, ględzi, stęka,
Bzdurzy, chrzani, ego pęka.

Złapać wariata. Dać go do klatki.
Dać mu wiaderko, dać mu łopatki.
Niech tam swe wizje wielkie buduje.
Bo na nic więcej nie zasługuje!

czwartek, 28 października 2010

Nauczycielka

A u ojca dyrektora
Wielka gwiazda, postać nowa,
Postać znana nam powszechnie,
Postać iście wystrzałowa.

Będzie tam uczyć Beata Kempa.
To nic nie szkodzi, że ciut jest tępa,
Że jest złośliwa, wredna, paskudna
I że rozmowa z nią bywa trudna.

Będzie wiedzę przekazywać.
Jak podejdzie do tablicy,
Jak zajęczy, jak się skrzywi,
To wnet wszystkich tam zachwyci.

Jasno przedstawi naukę plucia,
Naukę jadu, naukę trucia.
To im przekaże, co umie sama.
Taka nauka - jaka z niej dama!

środa, 27 października 2010

Niech żyje bal

Pije babcia, pije dziadek,
Pije ten, co dostał spadek,
Pije córka i synowa,
Choć od picia boli głowa.

Pije poseł w kraju znany,
Piją owce i barany,
Pije żona, pije mąż.
Wszyscy piją. Piją wciąż.

Pije wnuczek, pije matka,
Skrycie pije też sąsiadka.
Pije ojciec, brat też pije,
Choć wątroba już mu gnije.

Młody, stary, średni pije,
Bo bez picia to się żyje
Jakoś ciężko. Smutno jest.
Więc się pije dziś na fest!

Pije członek do członkini,
Członkini do członka,
Pije Polka, pije Polak,
Ktoś pod stołem chrząka.

Piątek, świątek i niedziela,
Wszyscy piją równo.
Jak tak dalej pić będziemy,
Zostanie nam gówno!

wtorek, 26 października 2010

Kochajmy się

Wszyscy się godzą, łamią opłatkiem.
Godzi się wnuczka ze swoim dziadkiem,
Godzi się żona ze swą teściową,
By teraz ruszyć już drogą nową.

Ze swym kochankiem godzi się żona,
Choć w smutku wielkim jest pogrążona.
I nawet Adaś dał Joli gęby,
Choć jej przedwczoraj wybił dwa zęby.

Sztacheta już się z siekierę godzi,
Cep już kłonicy od rana słodzi,
Widły kochają się już z orczykiem,
Nawet się warkocz godzi z kucykiem.

I woda z ogniem się pogodziła,
I nowa miłość się narodziła.
Lato się z zimą też pogodziło.
I jest już super. I jest już miło.

Wszyscy się godzą. Się doczekałem.
A już nadziei wcale nie miałem!

poniedziałek, 25 października 2010

Kocioł

Polski kocioł polityczny.
Skretyniały, idiotyczny.
W środku wre i bucha para.
Każdy wokół to się stara

Coś dołożyć, dolać coś,
Żeby innym poszło w kość.
Niosą bańki, wiadra, dzbanki,
Niosą miski, filiżanki.

A w nich nafta i benzyna.
Taki kraj ten, taka gmina.
Są zapałki i pochodnie,
Żeby było hucznie, godnie.

Jakieś dynamitu laski.
Są też krzyże i oklaski.
Szczapy drewna ktoś tam niesie,
Bo je właśnie ukradł w lesie.

Szantaż, wrzaski, przeprosiny,
Jakieś gesty, jakieś kpiny.
Cyrk pawianów, kraj ten dziki.
Jeden na drugiego wnyki

Wciąż zakłada. Trwa zabawa.
Gdzieś na placu wielka wrzawa,
Żeby spadły samoloty.
Już się zbiera na wymioty.

Ogień znowu ktoś podsyca,
Ktoś punktuje, ktoś rozlicza,
Ktoś tam krzyżem znów wojuje,
Ktoś zza węgła obserwuje.

Kipi kocioł i bulgocze.
Głos rozsądku w tym jazgocie
Ginie. Ale pali się ognisko
I trwa dalej widowisko!

niedziela, 24 października 2010

Słowo na niedzielę

A na drzewach, zamiast liści,
Wisieć będą komuniści!
Dziś się sytuacja zmienia,
Inny dzisiaj punkt widzenia.

Są tu tacy, co mieszają,
Co nam w szprychy kij wkładają,
Co nas jadem zalewają,
Bo prócz niego nic nie mają.

Oni zawsze będą mieszać.
Więc dziś onych trzeba wieszać.
Bo mieszają w całym kraju.
W kwietniu, w lipcu, w styczniu, w maju.

Jątrzą, plują, krzyki wznoszą
I o karę srogą proszą.
Nienawiścią przy tym zieją,
Choć pobożne pieśni pieją.

Oni mieszać będą wszędzie.
W sejmie, w szkole i w urzędzie,
Na podwórku i w kościele,
I we wtorki, i w niedziele.

Będą mieszać, rzucać kłody.
O tym, to wie nawet młody
Obywatel kraju tego.
Wiem, co piszę, mój kolego.

Będą jątrzyć, będą mieszać
I przed światem nas ośmieszać.
Trzeba z nimi szybko skończyć,
Bo nam Polskę chcą wykończyć!

sobota, 23 października 2010

Nie przepraszam!

A ja inaczej. Bo ja tak wolę.
Więc tego gościa to ja pier ...!
Bo kretyn z niego jest pomylony!
Debil, imbecyl, głupek skończony!
I mam go w tyłku, i mam go w du ...!
Niechaj zawiśnie gdzieś tam na słupie!

Nieszczęście



Takie nieszczęście gnębi nasz kraj,
Czy to jest luty, czy to jest maj!
Łazi tu ciągle pomiędzy nami
Jak nawalony albo naćpany!

Taki trefniś szczwany,
Chory z urojenia,
Talent to posiada
Tylko do bredzenia!

Bredzi i jątrzy, i kombinuje,
Wszystkie mohery słowem czaruje!
One mu wierzą i za nim idą,
Choć umysłowym jest inwalidą!

piątek, 22 października 2010

Zianie

Zieje miłością prezes od rana.
Zieje do pani, zieje do pana.
Zieje do ojca, zieje do matki,
Zieje do wolnej i do mężatki.

Zieje wieczorem, zieje w południe.
Życie bez ziania jest bardzo trudne.
Wczoraj ział sobie i dzisiaj zieje.
Zieje, gdy zmierzcha, zieje, gdy dnieje.

Zieje do dużych, zieje do małych.
Już z tego ziania wyszły my gały.
Lecz zieje mężnie i nie przestaje.
Bo takie prezes ma obyczaje!

czwartek, 21 października 2010

Sen

Nasłany cyngiel, krzyże, pochody,
A w nich z różańcem stary i młody,
Jakieś komisje, zamach, ofiary,
Potok słów płynie bez żadnej miary.

Mord polityczny i prowokacje,
Ktoś mnie wysyła gdzieś na wakacje,
Demony prawe i sprawiedliwe,
Raz są kochane, raz upierdliwe.

Raz oni bracia, raz im dać w ryło,
Bo się koncepcję trochę zmieniło,
Zniszczyć porządek i opluć wszystko,
Byle wciąż trwało tu widowisko.

Ktoś to napięcie ciągle podsyca
I w słowach wizje straszne przemyca.
Jest pistolecik i kukły duże,
W środku granaty, na zewnątrz róże.

I tak tu łażą w nocy i z rana.
Aż kiedyś dojdą. I będzie ściana.
I się odbiją. Wtedy zaboli.
A ktoś ich rany jeszcze posoli!

środa, 20 października 2010

Maile do "Poranka"

Kto sieje

Kto wiatr wciąż sieje, ten burzę zbiera.
I kto innymi wciąż poniewiera,
Ten zbierze plony. Prawda to znana
Na całym świecie. Choć zapomniana!

Jak sam siać będziesz, tak ci odpłacą.
Bądź sobie bossem lub bądź ladaco,
Prędzej czy później stuknie cię los.
Da kopa w tyłek i prztyczka w nos!

Nigdzie na świecie się nie ukryjesz.
On cię dopadnie i w oczy spojrzy,
I bez litości cios ci wymierzy,
Gdy na dnie serca twą podłość dojrzy!

Jak on zapomni, to ja pamiętam.
Słowa i czyny na dysku mam.
I jak się będzie zbytnio ociągał,
To sprawiedliwość wymierzę sam!

wtorek, 19 października 2010

Biskupy



To som biskupy. One sie znajom.
Dobro Polaków na względzie majom.
Za nas sie modlom, krzyżem padajom,
Różne posługi nam tu oddajom.

Mówiom kazania, jak żyć należy,
I każden Polak w ich słowa wierzy.
One pasterze. My ich owieczki.
My ich synusie oraz córeczki.

One prowadzom, bo wiedzę majom
I z Panem co dzień też się stykajom.
Więc my za nimi wszystkie idziemy.
Bo my som gupie i nic nie wiemy!

poniedziałek, 18 października 2010

Ele

Ele, mele, dutki.
Jarosław malutki.
Ale ego go rozsadza.
Mnie to wcale nie przeszkadza.

Niech rozsadzi ego Jarka,
Bo się już przebrała miarka.
Niech rozsadzi go od środka.
Tego buca, tego kmiotka.

Niech poleci na wsze strony
Trefniś Jaruś pomylony.
Niech kawałki wiatr poniesie
Po pustyniach i po lesie.

Stuknie, puknie, smrodu miarka
I na świecie nie ma Jarka.
Ulga, radość, uśmiech wszędzie.
Niech się stanie! Niech tak będzie!

niedziela, 17 października 2010

Powrót

Prezes powrócił i władzy chce,
I jak ją zdobyć, już dobrze wie.
Ma już strategię i ma już plany.
Trzeźwy jest prezes, czy znów naćpany?

Tutaj zamiesza, tam ludzi skłóci,
Jednych przeciwko drugim obróci.
On z wyższej półki, inna kultura,
Weźmie różaniec i marsz na Ural.

Lecz wpierw pochodnie, marsze po nocach,
W każdej kieszeni solidna proca
I garść kamieni, nakrętki, śruby,
Zaś na plakatach smolone duby.

Śpiewają pieśni, obrazy niosą,
Boga o zemstę straszliwą proszą,
Klęczą przed krzyżem i wznoszą modły,
By tego Bronka ..., bo człek zeń podły.

Idzie po władzę, już postanowił.
Kilka milionów debili złowił.
Oni go poprą, bo jemu wierzą.
Zepsute zęby w uśmiechu szczerzą.

Co wódz im powie, wszystko łykają,
Bo już rozumu wcale nie mają.
I idą za nim. Tacy prawdziwi.
Tacy szlachetni. Świętojebliwi!

sobota, 16 października 2010

Pisanie

Już od rana rymy piszę.
Nic nie widzę, nic nie słyszę.
Jest papieros i łyk kawy.
Tak se piszę. Dla zabawy.

Kłótnie wkoło i debaty,
Ten jest ostry, ten flegmatyk,
Tamta tłucze w szale szklanki,
A ja piszę rymowanki.

Ten uparcie krzyża broni,
Ten zaś od kościoła stroni,
Tamta gzi się znów w komorze,
A ja nowe rymy tworzę.

Różne rymy piszę z rana.
I dla pani, i dla pana.
Czasem sam się w rymach gubię.
Ale piszę. Bo to lubię!

piątek, 15 października 2010

Ciebie brak

Nie ma prezesa, bo gdzieś się skrył.
Pewnie na prochach dziś znowu był.
Nie ma prezesa. Prezesa brak.
Ale nie sądzę, by jakiś szlag

Trafił prezesa. Pewnie główkuje
I nowe akcje znowu szykuje.
Może materiał już na pomniki
Zbiera mozolnie lub jakieś wnyki

Znowu na kogoś prezes szykuje
Lub nowe marsze prezes planuje.
Marsze przez miasta, marsze przez wioski,
A na ich czele Jarosław Boski.

Za nim zaś Chrystus, Józef, Maryja.
I w całej Polsce kolejna chryja!
To się wyjaśni, to się okaże,
Gdy prezes znowu nam się pokaże!

czwartek, 14 października 2010

Świt

Wcześnie wstaję, kawę piję,
Powolutku sobie żyję.
Jeszcze ciemno za oknami
I słoneczka nie ma z nami.

Ale wyjdzie i zabłyśnie.
Ciemna noc od razu pryśnie
I uśmiechną się gębusie.
Wstaną lenie i pracusie.

Na śniadanie dwa jajeczka,
Obok w dzbanku trochę mleczka,
Jakiś dżemik, rogaliki,
Na patelni naleśniki

Już się smażą. Serek biały,
Bochen chleba okazały.
Dzień się budzi. Z nim nadzieja.
Choć sen jeszcze oczy skleja

Się uśmiechasz, masz nadzieję.
Ruszasz w swoją Odyseję.
Bierzesz klucze i bez smutku
Drzwi zamykasz powolutku.

środa, 13 października 2010

My

Brak wyobraźni, zwykła brawura,
Więc ja nie wierzę, że w drodze dziura
Była powodem, że to jej wina.
Tacy jesteśmy. To w nas przyczyna.

Znów gdzieś tam sopel rozłupie czaszkę,
Ktoś tam z azbestu zrobi menażkę,
Zima zaskoczy, zabraknie piasku,
Ktoś tam wywali wannę do lasku.

Jakiś urzędnik, watażka mały,
Zruga petenta czerwony cały,
Mięso wiekowe w puszkach się sprzeda
I na przystanku skopie się zgreda.

Gdzieś się w kabinie zrobi zebranie,
Tutaj dyskusja, tam lądowanie,
Ktoś tam ukradnie gdzieś znowu trakcję,
Bo zbiera kasę na swe wakacje.

Więc są pomysły, improwizacja
I wśród znajomych znowu owacja,
Że jest fantazja, że potrafimy,
Że wszystkich wkoło ciągle dziwimy!

wtorek, 12 października 2010

Śmieci

Brednie od rana do późnej nocy.
Ktoś tam wystrzelił znowu jak z procy,
Ten znakomity plan znów przedstawia,
Ów wykresami zaś się zabawia.

Genialne akcje i posunięcia,
Unik, parada, gibkie wygięcia,
Znowu wywiady i artykuły,
Myśli gdzieś wielkie znów się wykluły.

I trwa debata, i walka trwa,
Bo podmiotowość tu każdy ma.
Każdy chce błysnąć, więc tak od siebie
Rzuca ripostą, wśród przodków grzebie.

Szybry, czopuchy i biksenony,
I coraz większe wokół androny.
I tak to leci, i coś się dzieje,
A świat dokoła znowu się śmieje.

A ja tam wcale nie dyskutuję,
Nie atakuję, nie ripostuję
I się nikogo o nic nie proszę.
Gdy w wiadrze pełno - śmieci wynoszę!

poniedziałek, 11 października 2010

Porzućcie wszelką nadzieję



Moher skołowany zawsze da na tacę,
Da się robić w ch... i wierzy w prezesa.
Tu lepiej nie będzie, próżne są nadzieje,
Bo takich moherów w Polsce cała rzesza!

niedziela, 10 października 2010

Hołota!




Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie!

PAMIĘTAM

Oglądałem "Poranek".
Kuźniar zmienił marynarkę i założył krawat, a Tadla zmieniła bluzkę i spięła włosy.
Ale też nigdy nie zapomnę, że w tych dniach wspólnego bólu już handlowano Wawelem.
NIE MA ZMIŁUJ I NIE MA PRZEBACZ!

Guru

Stracił brata, stracił władzę
I jemu odbiło,
Ale ja tam serca nie mam
I dałbym mu w ryło.

I po pysku prałbym mocno,
Żeby puchło równo.
Takie właśnie mam tęsknoty,
Gdy widzę to gówno!

Ćwok paskudny, wsiowy gupek!
Tu się wszystkim zwierzę,
Że ja w żadne jego słowo
Od lat już nie wierzę!

Jemu prochy w żyłach płyną
Już od niemowlęcia,
A niektórzy mówią nawet,
Że już od poczęcia.

Bredzi, kręci, mota, zwodzi,
Debile mu wierzą
I po rękach go całują,
I swe zęby szczerzą!

Lecz debilów u nas sporo,
Gupka popierają,
Bo tak samo jak ich guru
Puste głowy mają!

sobota, 9 października 2010

piątek, 8 października 2010

Rok

Mieszam, kroję, plotę bzdury,
Zbieram słowa, myśli zbieram,
Tworzę rymy, tworzę zdania
I do kogoś tam docieram.

Zbieram słowa, tworzę zdania
I kpię niemal ze wszystkiego.
Rzeką leją się pomyje,
Czasem błyśnie coś miłego.

Zaszeleści, błyśnie zorzą,
Wkroczy zieleń i śmiech dzieci,
Lecz za chwilę znowu chu ...
I znów w rymach "mięso" leci.

I tak roczek właśnie minął.
Tyle zdarzeń i spraw tyle.
Dni, miesiące, pory roku
Przeleciały jak motyle.

czwartek, 7 października 2010

Kazanie



Mark Twain wybierał się do kościoła i postanowił dać na tacę jednego dolara.
Msza. Kazanie. Pastor mówił o panującej wszędzie biedzie.
Po kilku minutach Twain postanowił dać 10 dolarów.
Po kilku następnych postanowił ofiarować na tacę 100 dolarów.
Pastor mówił tak przejmująco, że wzruszony Twain po jakimś czasie postanowił dać 1000 dolarów.
Po kilkunastu minutach ogromnie poruszony Twain postanowił cały swój majątek przeznaczyć na potrzeby biednych.
Ale pastor mówił dalej.
Skończył kazanie po 30 minutach.
Kiedy podszedł do Twaina z tacą, ten dał na nią 10 centów.

Wiocha



Sam go mianował, lecz był na prochach,
Wszystko odwołał i wyszła wiocha.
Bo z PiS-u zawsze wiocha wychodzi.
I o tym wiedzą starzy i młodzi!

Prędzej czy później głupki wioskowe
Wyrzekną zdanie wręcz odlotowe,
Które powala, elektryzuje.
Takie przygłupie wioskowe ...!

środa, 6 października 2010

Mam już serdecznie dość tych policyjnych ozdóbek

Aneczka

Boska Aneczko, ja to cię lubię.
Lecz tylko wtedy, kiedy mam w czubie.
Tyś piękna pani, nie żadna ciura,
Te twoje oczy i ta figura ...

A gdy wypiję litra całego
I zjem ogórka też kiszonego,
To ja na zabój się w tobie kocham,
Tęsknię za tobą, płaczę i szlocham.

Lecz gdy oglądam ciebie na trzeźwo,
To z krzesła spadam aż na podłogę.
I wtedy, wybacz, moja idolko,
Na gębę twoją patrzeć nie mogę!

wtorek, 5 października 2010

Kawa na ławę



A co mi tu będzie jakieś propozycje składał typ, co do którego nigdy nie mam pewności, czy akurat jest na prochach, czy też nie.
Na tej samej zasadzie nie jestem piłkarskim kibicem, bo nigdy nie wiem, czy mecz został rozegrany uczciwie, czy też został sprzedany.
Z tym, że ewentualne sprzedanie meczu wyjdzie dopiero po kilku latach.
Tak jak dopiero po kilku miesiącach wyszły prochy prezesa.

Niech żyje bal

Narkotyki i gorzoła.
Gdzie dopalacz? - ktoś tam woła.
Trwa zabawa. Palą, piją,
Jeszcze tańczą, jeszcze żyją,

Każdy bawi się jak umie,
Pojedynczo, w parach, w tłumie.
Trwa zabawa, jedno życie,
Ktoś tam myśli sobie skrycie,

By przelecieć koleżankę,
A z nią jej kuzynkę Ankę.
Lecz sąsiadkę przelatuje,
Bo już tak mu mózg fiksuje.

Ktoś tam babci wjechał w domek.
Ciut przekroczył. O kilometr.
Dziecko jakieś rozjechane,
Bo miał we łbie tak nagrzane,

Że nie widział. Tak to leci.
Tu staruszka, tam zaś dzieci,
Tutaj piesek, tam jelonek,
Tam wiewiórka, tu skowronek.

Tutaj żona znów pobita.
Lecz jest smaczna okowita.
Smaczne też są dopalacze.
Czekaj, stary, sam zobaczę!

Jest demokracja. Każdy ma prawa.
Więc co dzień tutaj świetna zabawa!

poniedziałek, 4 października 2010

DZIKI KRAJ

Zdanie Drzewieckiego.
Może nie chciał swego zdania dokończyć.
To ja za niego to zrobię:
DZIKI KRAJ, DZICY LUDZIE!
Łatwo się mówi o państwie, partiach, organizacjach, zrzeszeniach, towarzystwach, sądach, szpitalach, szkołach, prokuraturze, kościele, prawie ...
Ale mało kto mówi szczerze, zwięźle i jasno o nas, o Polakach.
To nie dziki kraj tworzy dzikich ludzi, tylko dzicy ludzie tworzą dziki kraj, partie, organizacje, zrzeszenia ...

Ciasto



Moje ciasto, nie dam ci!
Spadaj, mała, tam są drzwi!
Lecz gdy będziesz jak Beatka,
Która z Polski robi wiochę,
Wtedy przyjdź, dziecino, do mnie.
Wówczas ciasta dam ci trochę!

niedziela, 3 października 2010

Pustkę widzę



Otumania, miesza, judzi.
Panie prezes, z czym do ludzi?
Puste oczy, łepetyna,
Pusta, lecz zawzięta mina.

Puste gesty, puste słowa,
Pusta i jątrząca mowa.
Puste jego jest ciamkanie.
Takie ja mam o nim zdanie.

Wciąż na prochach, dopalaczach,
Ledwo łazi, się zatacza,
Bredzi ciągle, pisze listy,
Bo to głupek oczywisty.

Do cna pusty mózg wyprany.
Wsiowy głupek nadąsany.
Zamknąć gdzieś w szpitalu dziada,
Niech go tam psychiatra zbada!

sobota, 2 października 2010

Będą zmiany



We wsi, w mieście, w każdym siole
Stanie pomnik na cokole.
Skwery, parki i ulice,
Bary, puby i piwnice

Będą miały nazwy nowe.
Od herosa. Wystrzałowe.
Nazwie się też pola, lasy.
I nie zbraknie na to kasy.

Nowe góry i jeziora.
Bo już na to wielka pora.
Stawy, rzeki i doliny,
Nowe centra, nowe gminy.

Dla województw nazwy nowe.
Godne takie. Honorowe.
Nazwy miast się też pozmienia.
Tyle pracy do zrobienia.

Już nie będzie Mickiewicza,
Słowackiego, Sienkiewicza,
Bałtyk, Giewont do lamusa,
Już nie będzie Ul.B.Prusa.

Nikt się chyba tu nie spiera,
By tak uczcić bohatera!
Nazwa "Polska" z mapy zniknie!
I dopiyro bydzie piyknie!

piątek, 1 października 2010

Dopalacze

Dopalacze, narkotyki.
Różne są na ludzi wnyki.
Ja tam zaś "jabole" piłem.
Ciężko było, ale żyłem.

Nie trafiłem do szpitala.
Żadna w bieli piękna lala
Mną się tam nie zajmowała,
Chociaż głowa fest bolała.

Jakoś sobie tam radziłem.
"Kwiat jabłoni" często piłem.
Świat się zmienia, inne czasy
I stąd wszystkie ambarasy!