sobota, 31 lipca 2010

Mają ludzie talent!

Ojciec

Ojciec narodu i ojciec kota
Znów pluje jadem, kręci i mota.
Znów twarz odmienił na którąś tam.
Ja jego twarze to w d... mam!

Znów prezes mówi i daje rady,
Bo łeb ma prezes nie od parady.
I miesza w mózgach. Tuki mu wierzą.
W głupim uśmiechu swe zęby szczerzą!

A on im miesza, wizje roztacza,
Fakty od rana już przeinacza.
Ala ma kota, Ola ma psa,
A wódz naczelny też kota ma!

piątek, 30 lipca 2010

Pech

Póki na Wawelu Lech,
Polskę będzie dręczył pech!
Będą burze, będą deszcze.
Tak ja mówię. Tak ja wieszczę.

Będą wiatry, nawałnice,
Huragany, gradobicie.
Będzie powódź gdzieś na wschodzie,
Podtopienia na zachodzie.

Będą trąby, upał będzie,
Słońce ziemię spali wszędzie.
Wiatr połamie słupy, drzewa,
Żaden ptaszek nie zaśpiewa.

Wulkan jakiś się pojawi,
Dzień słoneczny dymem zdławi.
Zaś zwierzyna zginie w lesie
I przez kraj się jęk poniesie.

Zginą owce, krowy, woły,
Wszystkie spalą się stodoły.
Nic już ziemia nie urodzi
I potomków nikt nie spłodzi.

Ze 40 będzie zimą,
Latem nie dasz rady z klimą.
Ziemia się zatrzęsie też.
Nie ma czasu. Więc się spiesz!

Tak to będzie. Jasno widzę.
Mówić o tym się nie wstydzę.
Dalej, bracia, spieszmy się,
Bo inaczej będzie źle!

Chwytaj dłuta, chwytaj młoty!
Bierz się zaraz do roboty!
By zatrzymać kataklizmy,
Ciut się poświęć dla Ojczyzny!

czwartek, 29 lipca 2010

Smutek



"Dziennik pisze, że przed śmiercią prezydent mocno dzielił Polaków w takich sprawach jak stosunek do komunizmu, aborcji czy Unii Europejskiej. Po jego śmierci wszystkich jednakowo bez względu na poglądy, wiek i wykształcenie ogarnął smutek."

Jakoś nie mogę sobie przypomnieć, żeby mnie ogarnął smutek z powodu śmierci prezydenta.
Gdyby nie katastrofa, to nawet bym nie wiedział, że przez tyle lat żyłem na wyciągnięcie ręki z bohaterem narodowym, który zginął męczeńską śmiercią.
A kiedy się dowiedziałem, że zostanie pochowany na Wawelu, to aż mnie skręciło!

Mareczek



Przebrał się Marek, kapelusz włożył
I do roboty fest się przyłożył.
Biegał jak gupi, śpiewał piosenki
I inne z siebie wydawał dźwięki!

Przebrał się w ponczo, słyszał wyzwiska,
A prezes nie dał mu stanowiska!
Więc się Mareczek rozsierdził bardzo,
Że za wysiłki tak jego gardzą!

Śmieszny Mareczku! Nic nie rozumiesz.
Strategii wodza pojąć nie umiesz.
Wódz w PiS-ie rządzi, wódz awansuje,
Wódz tam wywyższa lub wykopuje!

Tam się nie liczy żadna robota.
Tam trzeba wielbić wodza i kota.
Kto się w wielbieniu wodza nie leni,
Ten ma od razu awans w kieszeni!

środa, 28 lipca 2010

Frakcje

Szoszoni, jastrzębie, gołębie, motyle,
Kudłaci, frustraci i inne debile.
Dewianci, stuknięci, pogięte szajbusy,
Matoły i ćwoki, i inne raptusy.

Pacany, przygłupy, kretyny, matołki,
Tępaki, nieuki, bałwany i kołki.
Głupole, kałmuki, kołtuny, nieuki,
Ciemniaki, wariaci, jełopy i tuki.

A końca nie widać. Co dzień frakcja nowa
I już do działania jest każda gotowa.
Dla wodza pracują, pokłony oddają,
Bo wszystkie te frakcje to wodza kochają!

I wódz kocha frakcje. On dzieli i rządzi,
Na listy wpisuje, ocenia i sądzi.
Uśmiechy rozdaje i nikt się nie żali.
A gdy ktoś podskoczy, to temu przywali!

wtorek, 27 lipca 2010

Wiem, co piszę

Ja wiem, co piszę.
Łeb odciąć kobrze
I wtedy będzie
Już całkiem dobrze!

Bo się rozleci PiS-u drużyna,
Co burdy w kraju od rana wszczyna.
Nelly i Szydło, Gilowska Zyta.
Diabli ich wezmą. Wiem to i kwita!

Achim i Antek, z nimi Girzyński,
Karski i Kurski oraz Kamiński.
Marzenka Wróbel, Beatka Kempa.
Łzy nie pomogą. I tak jest tępa!

Wiatr ich rozwieje na cztery strony.
Będą festyny. Zabiją dzwony.
Nie będzie wodza - padnie drużyna.
Mówię poważnie. To nie jest kpina!

poniedziałek, 26 lipca 2010

Walec

Walec tu jeździ przez miasta, wioski,
A w nim kierowca specjalnej troski.
Bez prawa jazdy, nos wyżej głowy,
Na niej berecik zaś moherowy.

Jeździ na lewo, jeździ na prawo,
Pedały wciska nóżkami żwawo.
I kierownicę rączkami trzyma.
Głupawy uśmiech, nadęta mina!

Jeździ i jeździ, głupio się śmieje,
Jeździ wieczorem, jeździ, gdy dnieje.
Po ludziach jeździ, miesza ich z błotem,
Kogoś zostawia sobie na potem.

Czaszki rozgniata, mózg wbija w ziemię.
Tu jakaś kostka, tam czyjeś ciemię.
Raz zmiesza z błotem, raz zmiesza z gliną.
Jeździ kierowca z wesołą miną!

Chwyć za sztachety, zabierz łopaty,
W ręce weź widły, w kieszeń granaty!
Pora zatrzymać już walca tego
Oraz kierowcę jego durnego!

niedziela, 25 lipca 2010

Podróż

Szyny, podkłady, śruby, kamienie,
A pola pod las po obu stronach.
Tutaj pszenica, gdzieś dalej żyto,
Trawa gdzieniegdzie już wykoszona.

Wagony z lewa, wagony z prawa,
Różne kolory, stare, zrdzewiałe.
Paproć i krwawnik, czasem leszczyna,
Jakieś drewniane stacyjki małe.

Brzozy, topole, świerki i buki,
Gdzieniegdzie krzewów wyrosły kępy.
Traw wypalonych plamy czarniawe.
W głowę się wdziera kół stukot tępy.

Kościółki stare, stare stodoły,
Jakaś chałupka śpi tam pod borem.
Tutaj gmach błyszczy, tam zaś ruiny.
Pewnie dojadę późnym wieczorem.

I tak się jedzie. Minuty płyną
I za godziną mija godzina.
Wiadukt, semafor, spuszczony szlaban.
Kolejna znowu mijana gmina.

Oczy

Jeden przychodzi, drugi odchodzi
I tak się życie codzienne toczy.
A ja tak myślę, że ważne to jest,
By patrzeć sobie wciąż prosto w oczy.

Sobie samemu. Gdzieś przy goleniu
Patrzeć uparcie, patrzeć wytrwale.
By siebie nigdy w drodze nie zgubić.
Nie zgubić siebie w życia nawale.

Przychodzisz świtem, odchodzisz zmrokiem,
Twarz się rozjaśnia, czasem łzy płyną.
Sobie patrz w oczy, nie spuszczaj głowy,
Bo wszystkie chwile za moment miną.

piątek, 23 lipca 2010

Upał

Powietrza nie ma. Upał dokoła.
Ktoś na podwórku do kogoś woła.
A ta znów w szpilkach. Stuki nad głową.
Broncia zaczyna historię nową...

Okna otwarte. Hałas i zgrzyty.
Asfalt na drodze już tak jest zryty
Jak bruzdy w polu, gdzie zagon długi.
Kasztany, grabie, widły i pługi...

Paruje woda. Pyry parują.
Się do obiadu wszyscy szykują.
Rosół, makaron, mięso się piecze.
Na fotografiach mija stulecie...

Jakaś historia z dawnych już lat,
Że ona piękna, a on był dziad.
Robić się chłopu całkiem nie chciało,
Wiecznie pieniędzy im brakowało...

Łyżki, talerze, szklanki na stole.
A upał taki, że ja p...
Pudła, pudełka, są zapalniczki,
Jakaś poduszka, a na niej cycki...

Siewnik stał obok. Stara stodoła.
Zewsząd historia tu do mnie woła.
Ja już nie mogę, już ledwo dyszę,
A znów kolejną historię słyszę...

Piekło to pikuś. Piekło to pic!
Jak tu nie byłeś, to nie wiesz nic!
Wszystko się lepi, cieknie, paruje.
Nowa historia już się szykuje...

Wszelkie granice już przekroczone.
W głowie się miesza, upał aż zgina.
I jakby tego było za mało,
Jeszcze do kuchni wpada Halina!

środa, 21 lipca 2010

Mikstat

Głowa do góry. Z drewna kościółek.
I wykrzywione schody do niego.
Znicze zabrane. Mam zapalniczkę.
Noga za nogą idziem gęsiego.

Tu groby płyną w dół od kościoła.
W refleksach złotych skrzą się tablice.
Gwiazdki, krzyżyki i mądre zdania.
I ludzi dawnych starte oblicze.

Kościół drewniany. Rozgrzane drewno
Do płuc się wdziera. Odbiera słowa.
W garści złotówka za dusze zmarłych
Świecę zapalić już jest gotowa.

Stare kamienie już mchem porosły.
W oddali czeka już ziemia świeża.
Dawni odeszli. Nowi przychodzą.
I każdy kamień tutaj się zwierza.

niedziela, 18 lipca 2010

Przerwa w pisaniu




Po raz kolejny ruszam w poszukiwaniu śladów rodziny.
To mój dziadek.
Też Stanisław.

sobota, 17 lipca 2010

Czas na święcenia

Poświęcić butle, butelki, flaszki,
Święcić szaliki, święcić apaszki,
Święcić słuchawki i inne rzeczy.
Bo on był wielki. Nikt nie zaprzeczy.

Poświęcić nawet jego komórkę,
Jego pantofle, jego bonżurkę.
I jego pióra, i długopisy,
I eleganckie wzorzyste zwisy.

Zrobić z butelek mu autostradę.
Resztę dać pod krzyż. Na barykadę.
Droga niech będzie aż do Krakowa.
Szosa wspaniała i wystrzałowa!

Dla męża stanu. Dla męczennika.
Będą procesje. Będzie muzyka.
Będą pielgrzymki i pójdą wierni.
Nie ma znaczenia, że tacy mierni.

On będzie święty. Moher w to wierzy.
I już w uśmiechu swe zęby szczerzy!
Modlą się o to wszystkie mohery.
Bo już o cudach mają papiery!

Matka



Ta Matka Polka pod krzyżem stoi.
Łzy jej rzęsiste lecą po twarzy.
O przyszłość Polski bardzo się boi.
Ona o IV nocami marzy.

Wierzy w prezesa i w jego słowa.
Za niego oddać gotowa duszę.
Zniesie cierpienia, zniesie udręki,
Zniesie obelgi, zniesie katusze.

Wizja prezesa jest dla niej święta.
Ona tą wizją dzień i noc żyje
Wielbi geniusza. O nim pamięta.
I zaraz rzuci mu się na szyję!

Na szyję mu się rzuci od razu
I go po rękach całować będzie.
Mózg już wyprany. Więc Matka Polka
Za swoim wodzem to pójdzie wszędzie!

Warty

Warty przy krzyżu. Do krwi ostatniej!
Dzielne tam są wojowniki.
Wiara w prezesa ich wciąż umacnia.
Wzrok oszalały i dziki!

Biwak pod krzyżem. Jaja na twardo.
W słojach z ogórków sałatka.
Grupy szturmowe tam się gromadzą.
Już stoi córka i matka.

I słów wymiana. Że bomba była!
Że dobijano ofiary!
Rząd katastrofę tę spowodował!
Tak mówi młody i stary.

Żydzi, masoni, dziwne zjawiska
I jakieś smugi na niebie!
My cię, prezesie, szczerze kochamy
I zawsze wierzymy w ciebie!

Słowa prezesa to święte słowa!
Każdy wam moher to powie.
I wierzy moher w swego prezesa.
Bo pusto moher ma w głowie!

Fotka



Kiedy pokażę to zdjęcie prezesowi, jak się Romaszewski modli do Kalisza, to się pan senator może znaleźć na krótkiej liście Jarosława.

July morning

Entliczek pentliczek, kupa siana,
Znowu tutaj jestem z rana.
Siedzę, czytam i rymuję,
Kawę piję i filuję.

Słońce świeci. Śliczny ranek.
Więc ja biorę w rękę dzbanek
I weń piwa sporo leje.
Lekki wietrzyk wokół wieje.

Jakieś koty. Jakieś pieski.
Dzionek wstaje bardzo rześki.
Jakieś auta, samochody.
Wstaje stary, wstaje młody.

Wszystkim śmieją się gębusie.
Są panowie, są paniusie.
Wolny dzionek. Jest sobota.
W kąt rzucona już robota.

Bierzmy piwa pełne dzbanki.
Bierzmy grille, bierzmy szklanki.
Bo na wypad przyszła pora.
Bierz butelki. Bierz gąsiora.

Bierz owoce. Bierz mięsiwa.
Niechaj każdy w las wybywa.
Niech nad wodę prędko bieży.
I niech uśmiech wszędzie szerzy.

Te lipcowe piękne chwile!
Będą śmiechy. Będą grille.
Jak marzenie będzie dzionek!
Aż odezwie się skowronek.

piątek, 16 lipca 2010

Refleksje

Tak pisałem wczoraj na blogu Adama Szostkiewicza:

Nie dam spokoju Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Od dawna wychodzę z założenia, że jeśli chcę posprzątać podwórko, po którym biega wściekły pies, to muszę zacząć od psa.

O nic prezesa prosił nie będę, bo znam go zbyt dobrze. Od wielu, wielu lat. Specjalnie używam powtórzenia. To ulubiona figura prezesa. Wziął ją chyba z “Akademii policyjnej”. I nie mam żadnej nadziei, że Polsce i Polakom da spokój. Zwłaszcza teraz, gdy rośnie poparcie dla PiS.

Czytałem drwiącą wypowiedź, że to tylko “ciemny lud” go popiera. A jakie to ma znaczenie, kto prezesa popiera? Głos jest głos. I tyle. I liczy się tak samo głos “ciemnego luda”, jak i głos “luda jasnego”. Obecne poparcie dla PiS to bodaj 40%.

I nie mam też żadnej wątpliwości, że wszystko zostanie podporządkowane destabilizacji, aby w jej wyniku odzyskać tak pochopnie utraconą władzę.

Aktualnie Smoleńsk został ponownie wyciągnięty z kapelusza. Widzę ten kapelusz. Jest wielki jak stodoła. I mnóstwo w nim różnych różności. Wystarczy tylko z niego “coś tam” wyciągnąć w odpowiednim czasie.

Emocje Kaczyńskiego. Oczywiście, że są. Zagrał va banque w 2007 roku. I przegrał. Do tej pory nie może sobie tego darować. Myślał, że zdobędzie wszystko. Nie udało się. Trauma, która trwa do dziś. I nic nie osładza tego przeżycia. Nawet 04.07. się nie udało.

Wybaczanie. Kiedyś napisałem, że gdyby się okazało, że prezes jest ojcem dzieci Marty, to i tak zostałoby mu to wybaczone. A już na czarno ubrani osobnicy przekonująco wyjaśniliby swym owieczkom złożoność tej zawikłanej sytuacji.

Więc tak naprawdę, to nic mnie nie zadziwi w zachowaniu prezesa.

Czarne podchody

Kuria twierdzi, że sprawę krzyża przed Pałacem można będzie rozwiązać dopiero we wrześniu. Bo teraz pomysłodawcy są na wakacjach. Pewnie we wrześniu się okaże, że pomysłodawcy to studenci i znowu trzeba będzie rozwiązanie przesunąć o miesiąc. W październiku też Kuria coś wymyśli:)
Ale jaja!
Gdzie jesteś, Aleksandrze?

Stenogram. Kolejna odsłona.

Ląduj, dziadu. Tam czekają.
I nadzieję wielką mają,
Że przybędę z mym orszakiem.
Lecim prosto. Znanym szlakiem.

Ani w lewo, ani w prawo.
Tylko prosto lecim żwawo.
Bez gadania tam lecimy.
Wszystkie stacje zadziwimy.

Będą zdjęcia i kamery.
Będą ważne oficery.
Mnóstwo ludzi mnie powita.
Tam lecimy. No, i kwita!

Furda mgiełki. Wiatry furda.
Leć, bo znowu będzie burda.
Wiesz, jak było. Pilnuj się.
Bo się może skończyć źle.

Nic tu nie masz do gadania.
Słuchaj, błaźnie, mego zdania.
Lądujemy! O, lotnisko!
Zaraz będzie widowisko!

czwartek, 15 lipca 2010

Bitwa



"Więc tobie, wielka, święta przeszłości,
I tobie, krwi ofiarna,
Niech będzie chwała i cześć po wszystkie czasy!"

Niech będzie chwała i niech cześć będzie.
W każdym zakątku. Zawsze i wszędzie.
I w każdym domu, w każdej rodzinie
Niech pamięć tryumfu nigdy nie minie!

środa, 14 lipca 2010

Hydra

Hydra wróciła i pluje znowu.
Bluzga na lewo i prawo.
Ślina jej cieknie z paskudnej gęby.
Hydra wróciła. Z obstawą.

Z błota wylazła. Łeb wychyliła
I pluje kwasem i jadem.
Cierpi okropnie, bo nie zamieszka
W Pałacu za końskim zadem.

Odór paskudny, fetor straszliwy
Hydra ze sobą przynosi.
Dosyć dyskusji. Pora nadeszła,
By łeb już tej hydrze skosić.

Natenczas...



Natenczas naród polski utonął w głupocie.
Dupek taki go mami i miraże snuje.
Głupota się rozlała i Polaków pęta.
Nowy wódz oszalały przyszłość nam szykuje!

Mistrz?



Mistrz fortepianu i mistrz pianina.
Klawisze ciśnie. Czasem przeklina.
Czasem spokojnie. Czasem dowali.
Więc go słuchają duzi i mali.

Różne klawisze ma mistrz ten wielki.
Klawisze czarne. Białe klawisze.
Wali w nie pięścią. Wali nogami.
Od lat już taką muzykę słyszę.

Ma też pedały. W nie mocno kopie.
Muzyka straszna grozą przeszywa!
Lecz tłumy klaszczą. Pokłony biją.
Nic w tym dziwnego - tak w Polszcze bywa!

IV



Żyje ta IV i ma się dobrze.
Bo póki łba się nie utnie kobrze,
To będą jaja i będą szopki.
Raz dla kretyna, raz dla idiotki.

Będą ołtarze, zdjęcia w fotelach
I będą znicze, i transparenty.
I będą wieńce, i łzy na twarzach.
I będą szlochy. Będą lamenty.

Moher jest wściekły i zaczadzony
Tą nienawiścią, co bije z twarzy.
Wzrok oszalały, skrzywione usta.
Władza prezesa wciąż mu się marzy!

wtorek, 13 lipca 2010

Czarne hieny!

Hasła



Są transparenty i wzniosłe hasła.
I piana z ich ust wciąż leci.
Są matki, ojce, dziadki i babki,
Są nawet malutkie dzieci.

Mord polityczny! Rzecz niesłychana!
Do władzy idą po trupach!
Tak wykrzykują i wygrażają.
Im nie przeszkadza ten upał.

I pięści wznoszą i zieją jadem.
W grymasy twarz wykrzywiona.
Prawdziwy Polak, prawdziwa Polka,
Prawdziwy tam mąż i żona.

Prawe Polaki i prawe Polki.
Przekleństwa, krzyki i wrzaski.
Tutaj żałoba i łzy mocno płyną,
Tam znów biesiadne oklaski.

Gdzieś tam żałoba, a tu znów piwo
Się strumieniami leje.
Oni za wodzem! Wódz ich prowadzi!
Na IV mają nadzieję!

poniedziałek, 12 lipca 2010

Lepiej!



Lepiej z kobrą się całować niż z prezesem współpracować!

W lewo, w prawo

Krzyż przed Pałacem, a w Sejmie zdjęcia.
I wszędzie wokół pisołtarzyki.
Ale Beatka tańczy i śpiewa.
Bo śpiew z masami daje wyniki.

Nastrój poważny. Nastrój żałoby.
Wieńce i znicze. Spłakane oczy.
Lecz lud nasz prosty myśli od rana,
Czym ich Tadeusz dzisiaj zaskoczy.

Czym znów zaskoczy Ela i Marek
I jakie stroje na się dziś włożą?
Jaki happening mają w zanadrzu
I jak Bronkowi dzisiaj dołożą?

Tutaj żałoba i łzy się leją.
Tam tańce, śpiewy, zabawa trwa!
I tak się toczy życie pisbraci.
Bo każdy sieczkę w swej głowie ma!

niedziela, 11 lipca 2010

Język

Język jak topór, co ścina głowy.
Zawsze na straży. Zawsze gotowy.
Plują na niego faryzeusze,
Co prezesowi oddali dusze.

Język jak brzytwa. Więc się go boją.
Głupawe miny po studiach stroją.
Ci dwulicowcy na błazna plują.
Śliny i jadu mu nie żałują.

Język jak szabla, co tnie po twarzy
Tych hipokrytów i tych kuglarzy.
Więc już nagonkę łotry szykują.
Charty spuścili. Stańczyka szczują.

Język jak ostry miecz samuraja.
On się nie pieści. On się nie kaja.
Lecz rąbie, siecze, rani i kroi.
I prawdę mówi. Bo się nie boi!

Wioska

Tak delikatnie słoneczko świeci.
A tam na drodze gromadka dzieci.
Ptaszki urocze na drzewach ćwierkają,
A w trawie blisko to świerszcze grają.

Kogut zapieje nawet czasami,
A po podwórku kury parami
Chodzą i gdaczą. Gadają sobie.
I przestępują z nogi na nogę.

Daleko w polu pracują ludzie,
Śpi pies nieduży przy swojej budzie.
Obrazek nudny, obrazek senny.
Zwykły obrazek. Na wsi codzienny.

I nagle zgrzyt, i drobne szczeknięcie.
I w ciszy wioski małe pęknięcie.
I burek coraz ujada głośniej.
I szczeka głośno, coraz donośniej.

Dołącza drugi, trzeci i piąty.
A potem siódmy, potem dziewiąty.
I wszystkie psy już we wsi szczekają,
Charczą i wyją, i ujadają.

Wszystkie bobiki, wszystkie asiki,
Wszystkie wilczury, wszystkie mopsiki.
I tak szczekają, i ujadają.
Nagle z wysiłku wszystkie padają.

I znowu cisza. Wioskowe życie.
Ptaszki śpiewają znowu o świcie.
I nagle zgrzyt, i drobne szczeknięcie.
I w ciszy wioski ...

sobota, 10 lipca 2010

Gdybanie



Gdyby świętej pamięci męczennik i bohater narodowy Lech Kaczyński nie spóźnił się jak zwykle na samolot i gdyby żył w przyjaźni z Rosjanami, co z całą pewnością wielokrotnie sugerował mu jego brat Jarosław - wielki przyjaciel Rosjan, to też pewnie katastrofy by nie było.

Kraj lat dziecinnych



UPAŁ!

Znów



Znów przed Pałacem znicze i kwiaty.
Naród zamożny. Naród bogaty.
Więc sypie groszem. Grupka się zbiera.
Hołdy oddaje. Nosa zadziera.

I jest Kamiński, i jest Brudziński.
Jest także prezes oraz Kuchciński.
Smutne ich twarze. Zamknięta brama.
Nawet w wyborach nie pomógł szaman.

Lecz, bracia w PiS-ie, tam Wawel czeka.
Zbierać manatki. Nie ma co zwlekać.
Tam znicze palić i składać kwiatki.
Róże, goździki albo bławatki.

Adaś

Mocny w pysku, jak ma na półmisku!

Panie Januszu. Szukaj Hofmana.
Szukaj wieczorem i szukaj z rana.
Szukaj w pokojach. Szukaj w piwnicach.
Mnie swą odwagą Adaś zachwyca.

Szukaj na strychu. Na korytarzach.
Taki wojownik rzadko się zdarza.
Powiedział jasno. Tu żartów nie ma.
Mówił poważnie. To nie jest ściema.

Że da po pysku, jak tylko spotka.
Wszystko nagrane. To nie jest plotka.
Szukaj Adasia. Daj mu okazję.
Bo poseł z PiS-u też ma fantazję!

piątek, 9 lipca 2010

Skowyt

Niech warczą pieski. Niech wściekle wyją.
I niech się na złość wcale nie myją.
Niech protestują. Niech oczerniają.
Niech druczki z sieci też wypełniają.

Niech mierzą kratki. Niech mierzą cale.
To nie pomoże świrusom wcale.
Niech pianę toczą. Niech pianę biją.
Niech się z wściekłości po kątach wiją.

Niech gryzą łapy i niech pomstują.
Niech się buntują. Niech się zaplują.
I niech się własną zadławią śliną.
Niech coś tam bredzą ze smutną miną

O męczennikach, o katastrofie,
O wielkim wodzu, o filozofie.
Nic nie pomoże! Zapadła klamka!
I do Pałacu zamknięta bramka!

czwartek, 8 lipca 2010

Felieton TEZ

08.05.2009.

Więc stanowiska już podzielone
I każdy ciągnie we własną stronę.
Jest nadprezydent - powszechnie znany.
I jest prezydent - bardziej lubiany.

Lecz tu w wierszyku ja myśl przemycę:
Kogoś brakuje. Brakuje wice!
Trzeba nam wice. Zastępcy trzeba.
Bo taka wola ludu i nieba!

Perły i diamenty

Perłą w koronie jest Kluzikowa.
Niech każda inna przy niej się chowa.
Żadna do pięt jej tu nie dorasta.
Jest ci diamentem! No, jest i basta!

Tam same perły. Same diamenty.
No, a co drugi to niemal święty.
Prawe i święte, i sprawiedliwe.
A ja się temu wcale nie dziwię.

Bo jaki wódz jest - taka drużyna.
Mąż to szlachetny. Marsowa mina.
Błyszczy jak słońce. Wszystkich przerasta.
Wielki ci on jest! Wielki i basta!

środa, 7 lipca 2010

Moja ulubienica!



A red. Knapik to zwykły palant, który chce zagadać odpowiedź, która nie jest po jego myśli!

Co to, kurwa, jest?!



I nie ma mocnego, żeby z tymi prywatnymi ołtarzykami zrobił porządek???
Nie, nie będę wykropkowywał!
Hołota z PiS może wszystko, a ja mam zachować polityczną poprawność, kulturę i klasę?
Nic z tego!
Mądry głupiemu ustępuje. I dlatego ten świat tak wygląda!
Nie wolno ustępować!

Odlot

Zajęty bardzo zanim odleci.
Trzeba z Pałacu już wynieść śmieci,
Umyć podłogę i malnąć ściany.
Dlatego prezes jest zajechany.

Mnóstwo roboty. Trza zabrać dyski,
Jakieś widelce i jakieś miski.
Trzeba posprzątać, zabrać szpargały,
By się w piwnicy gdzieś nie walały.

Więc pakowanie. Wojny kończenie.
Biednych ministrów smutne jęczenie.
Musi pocieszać. Daje nadzieję.
Tyle roboty. A tu już dnieje.

Worki, woreczki, pudła, pudełka.
Gdzieś tam kasetka jakaś niewielka.
Zabiera półki dolne i górne.
Czoło zmarszczone i czoło chmurne.

Pot mu się leje. W płucach rzężenie.
Tej polsko - polskiej wojny kończenie.
Tak się w robocie swojej pogrążył,
Że już na Zamek wczoraj nie zdążył!

wtorek, 6 lipca 2010

Dzionek

Miły dzionek. Wietrzyk wieje.
I nic ekstra się nie dzieje.
Słychać głosy - biegną dzieci.
I tak ślicznie słonko świeci.

Popołudnie. Więc spacery.
Hulajnogi i rowery.
Zewsząd ludzie wyrastają
I za ręce się trzymają.

omc prezydent

poniedziałek, 5 lipca 2010

Biedni powodzianie

Biedni powodzianie chcą pieniędzy od rządu PO.
I pieniądze dostaną.
Ale ponieważ prezes obiecał im wszystko, co chcieli, więc zagłosowali na prezesa.
Super:)

Gratuluję, Panie Prezydencie!



Cieszę się, że jednak się udało.
Że moja koncepcja się sprawdziła. Bo już bardzo dawno temu pisałem, że to właśnie Bronisław Komorowski powinien kandydować na prezydenta, a nie Donald Tusk. Nikt wtedy takiej możliwości nie brał pod uwagę.
Żadnej euforii lub oszałamiającej radości.
Rodzaj ulgi, że prezydentem został Bronisław Komorowski.
Teraz dopiero zacznie się pościg za wyrazami bliskoznacznymi.
Jeden będzie przebijał drugiego w wyrażaniu swojego szczęścia.
A polityczna poprawność i przymilanie się do byłych kandydatów będą płynąć wartkim potokiem z wielu ust.
Kwaśniewski już się doliczył 3 zwycięzców.
Dziennikarze to podłapali i jadą.
Ciekawy jestem, ilu zwycięzców doliczy się Kwaśniewski na Mistrzostwach Świata po finale.
A ja nie mogę oprzeć się myśli, że jednak przegrywam. Na każde 3 osoby, wśród których jestem - jedna nie poszła na wybory, druga głosowała na Kaczyńskiego.
Więc wynik jest 1 do 2. Statystycznie. Dla mnie to jest przerażające!
Jakubiak już wczoraj dobitnie pokazała, co myśli. Pognałbym tę panią z jej boleściwą miną nago przez pokrzywy. Ale pewności nie mam, czy to by coś dało.
Będę to powtarzał - kiedy chcę posprzątać podwórko, po którym biega wściekły pies, to muszę zacząć od psa.

niedziela, 4 lipca 2010

Na razie tyle

Ulica

Idę ulicą. Długa ulica.
Swoim widokiem to nie zachwyca.
Są jakieś dziwne drogowe znaki.
I jakieś burdy. I jakieś draki.

Spotykam ludzi. Ludzie są różni.
Są odmóżdżeni, złośliwi, próżni.
I gdybym z nimi chciał gadać miło,
Doby mi na to by nie starczyło.

Więc się w dyskusje dość rzadko wdaję.
Takie od dawna mam już zwyczaje.

Dziwisz



Więc krytykuję.
A wyniesienie relikwii na strych, żeby święty lepiej zobaczył ogrom zniszczenia, to zapamiętam do końca życia!

I tyle

Na wybory!

Bramy lokali się otworzyły.
Tłumy Polaków do nich ruszyły.
Idą panowie i idą panie.
Każdy chce swoje wyrazić zdanie!

Niosą dowody i zaświadczenia.
Bo obowiązek jest do spełnienia.
Potem na plażę. Albo na grilla.
Bo głosowanie to tylko chwila!

sobota, 3 lipca 2010

Słowa

Tępić głupotę i odmóżdżenie.
I to codzienne polskie bredzenie.
Trzy razy czytam i niezbyt rozumiem.
Widać polskiego języka nie umiem.

Może i jakieś pomysły były,
Lecz się w przekazie gdzieś zagubiły.
Myśl się w powodzi słów zagubiła.
I sam już nie wiem, czy jakaś była.

Pamiętam



Jeden z wielu przykładów polskiego debilizmu!

Para

Robole i wykształciuchy.
Wszyscy się wypowiadają.
Wre dyskusja na okrągło.
Wszyscy wszystko z siebie dają.

Jak dowalić robolowi?
Jak podstawić komuś nogę?
Jak dać w gębę uczonemu?
Jak tu w innym wzbudzić trwogę?

Idzie para. W gwizdek idzie.
Toczą się zażarte boje.
A ja patrzę na to z boku
I tak myślę - ja postoję.

Rymowanki

Rymowanki, rymowanki.
Dla kolegi, koleżanki.
Rymowanki to się czyta
I uśmiechem się je wita.

Albo na nich psy się wiesza
I autora się ośmiesza.

Byle je czytać. Czytaj w pociągu.
Czytaj na dachu. Czytaj w przeciągu.
Czytaj w południe. Czytaj na trawce.
Czytaj na molo. Czytaj na ławce.

Niech czyta koleś i koleżanka.
Niech czyta Adam. Niech czyta Anka.
W cieniu i w słońcu. W deszczu. W upale.
Gdyś jest sportowcem i po zawale!

Przeżyliśmy

Przeżyliśmy potop szwedzki.
Przeżyliśmy i radziecki.
Przeżyliśmy stan wojenny.
Ciężko było. Bo los zmienny.

To i teraz radę damy
I trudności pokonamy.
Lecz nie płakać, nie biadolić,
Nie przeszkadzać, nie pie...!

Piłka nożna



Rok 1970.
Wielki mecz.
Do dziś się go wspomina.
VIb i VIc
Wygrała VIb. Wspaniali zawodnicy z VIc do dziś sobie tego darować nie mogą:)
Sponsorów żadnych nie było. Wszystko we własnym zakresie.
Chciało się:)

piątek, 2 lipca 2010

Na wybory!

Nie wybiorę Jarosława.
Bo on wstrętem mnie napawa.
Nie wybiorę oszołoma.
Bo u niego w butach słoma.

Nie wybiorę ja kłamczucha.
Bo przez niego zawierucha.
Nie wybiorę ja krętacza,
Co wciąż z prostej drogi zbacza.

5 lat życia - czasu kawał.
Nie chcę, by mnie dopadł zawał.
Nie postawię na krętacza,
Co "Mazurka" mi wypacza.

Nie wybiorę Lecha brata.
Bo jak chorągiewka lata.
Nie wybiorę Kaczyńskiego.
Bo pożytku zeń żadnego!

Na prezesa nie postawię.
Takich ludzi ja nie trawię.
Dawno się przebrała miarka!
Więc wykopmy wspólnie Jarka!

Holandia

Moja Holandia wygrała!
Kibicuję jej zawsze od czasów, kiedy jeszcze grał Johan Cruyff.
Poza Polakami. Kiedy są:)
Grałem podobnie. Ale na podwórku i na szkolnym boisku:)
W żaden kraj w Europie nie jestem tak zapatrzony jak w Holandię.

Tak zrobię

Dam głos Bronkowi. Bo w niego wierzę.
Piszę poważnie. I piszę szczerze.
Bo te wybory to nie jest fraszka .
To nie zabawa i nie igraszka.

Bo w tę niedzielę nasz los się waży.
Dość hipokryzji i dość kuglarzy!
Niech nam w Pałacu zasiądzie Bronek!
Nie jakieś monstrum wciąż napuszone!

Lepiej

"Lepiej jeść na muchach zupę"
Lub B1 mieć w swej d...,
Lepiej zboże szczotką czesać,
Niż dać głos swój na prezesa!

Śmiech to zdrowie?

Europa z nas się śmiała przez ostatnie lata, kiedy prezydentem był Lech.
Możemy teraz to zmienić.
Albo sprawić, że Europa jeszcze bardziej będzie się śmiać:)))
Europa nie śmieje się z Korei Północnej.
Wiadomo, że tam tak jest.
Umiera ojciec, jego miejsce automatycznie zajmuje syn.
I jest OK.
Ale u nas? Gdzie wolne wybory i wolni obywatele?
Gdzie królewski szczep Piastowy?
Kto w Europie będzie szanował Polaków, gdyby po Lechu wybrali jego brata na prezydenta?
I nie będzie miało żadnego znaczenia, kto na niego głosował, a kto - nie.
Wybór Jarosława obciąży wszystkich Polaków bez wyjątku.

Nie wchodź

W g ... nie wchodź drugi raz.
Znowu wielką szansę masz.
Pomyśl dobrze. Nie spiesz się.
Żeby znów nie było źle.

Brat już jeden tutaj był.
Mieszał mocno. Z ludzi kpił.
Nie daj się Jarkowi zwieść.
Twarz znów zmieni. No i cześć!

czwartek, 1 lipca 2010

Kropka



Po tym uroczym i krótkim wywiadzie tylko idiota zagłosuje na Kaczyńskiego!

Takie tam II

Idź na wybory. Nie prześpij losu.
I doceń wagę własnego głosu.
Daj głos na Bronka! Zgoda buduje!
A błąd w wyborze drogo kosztuje!

Za Leppera. Za Giertycha.
Ja się zgadzam. Pełna micha.
Pełna micha. Ale w celi.
Żeby wszyscy to widzieli!

Takie tam

Ja prezesowi z zasady nie wierzę.
To piszę jasno. To piszę szczerze.
Te jego zmiany, te wolty jego!
Głosuj na Bronka, drogi kolego!

Nie bądź durny! Idź do urny
I na Bronka oddaj głos.
Machnij ręką na prezesa
I Jarkowi śmiej się w nos!

Psuj i idioci

Psuj to i szkodnik.
Wredny i mściwy.
Kłamca i pajac.
Mnie to nie dziwi.

Wciąż zmienia twarze.
Polsce zagraża.
W drodze po władzę
Na nic nie zważa.

Da głos na niego
Tylko idiota.
Wybierze Jarka!
Wybierze kota!

Wybierze ojca
I dyrektora.
Idiotów wielu.
To polska zmora!

Obserwacje



To nie jest olimpiada.
Raczej małżeństwo.
Nikt przy zdrowych zmysłach po 2 lub 3 randkach nie zawiera związku małżeńskiego.
Ale może się zdarzyć, że zawodnik, który rżnie głupa przez kilka lat, jedzie na olimpiadę i zdobywa złoty medal.
Połowa Polaków na wybory nie chodzi.
Z pozostałej części połowa głosuje na Kaczyńskiego.
Na znaczące zmiany w najbliższych kilkudziesięciu latach się nie zanosi.
Mamy wielką szansę.
Obyśmy tylko umieli ja wykorzystać.

Czas ucieka

Są dni gorące. Adrenalina.
Sztab Jarosława fakty przegina.
Wykręca w lewo, w prawo wykręca
I nad faktami całkiem się znęca.

Manipulacje. Słowne przekręty.
I każdy moher już wniebowzięty.
Manipuluje. Sztuczki stosuje.
A niepokornych dyscyplinuje.

Chórki ustawia. Cymański. Kempa.
Z tyłu za władcą jakieś dziewczęta.
Wzywanie wiernych w imię obrony.
Woła owieczki ktoś tam z ambony.

Białe - nie białe. Czarne - nie czarne.
Cosik widoki prezesa marne.
I pusta zewsząd już retoryka.
Gdzieś tam Jakubiak z boku przemyka.

I się przebrała ona za kwiatek.
Za pelargonię albo bławatek.
Toruński władca też się odzywa
I wszystkie dusze na pomoc wzywa.

Potok słów pustych. Frazesów potok.
I krzywe gęby. A w nich ślinotok.
I pranie mózgu. Szczucie człowieka.
Czasu jest mało. Czas wciąż ucieka.