środa, 21 lipca 2010

Mikstat

Głowa do góry. Z drewna kościółek.
I wykrzywione schody do niego.
Znicze zabrane. Mam zapalniczkę.
Noga za nogą idziem gęsiego.

Tu groby płyną w dół od kościoła.
W refleksach złotych skrzą się tablice.
Gwiazdki, krzyżyki i mądre zdania.
I ludzi dawnych starte oblicze.

Kościół drewniany. Rozgrzane drewno
Do płuc się wdziera. Odbiera słowa.
W garści złotówka za dusze zmarłych
Świecę zapalić już jest gotowa.

Stare kamienie już mchem porosły.
W oddali czeka już ziemia świeża.
Dawni odeszli. Nowi przychodzą.
I każdy kamień tutaj się zwierza.

2 komentarze:

  1. Gdzie Cię "oczy poniosły", Stanisławie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdy się znajdziesz na tej ziemi,
    co Twych przodków kości kryje,
    gdzie drewnianych czar kościółków
    przypomina, że wciąż żyją...
    Staniesz w ciszy i w zadumie,
    nad tą ziemią się pochylisz
    i światełko też zapalisz
    tym, co drogę zakończyli.

    OdpowiedzUsuń