Rodzinny obiad. Obrus, serwety,
Miska ziemniaków, smaczne kotlety,
Trochę kapusty, jakieś buraczki,
Gdzieś na półmisku gorące flaczki...
I te wspomnienia, i te rozmowy,
Ktoś tam zaczyna znów wątek nowy,
Przyjazne oczy, uśmiech na twarzy,
Ktoś znów się wkurzył, ktoś się rozmarzył...
I są uśmiechy, serdeczne słowa
I po spotkaniu nie boli głowa...
Lecz się skończyło. Dziś nowy dzień.
Wczorajszy obiad odszedł już w cień.
poniedziałek, 13 września 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ślinka mi leci,
OdpowiedzUsuńdo wiersza Twego.
Chciałbym skosztować
obiadu tego.
Ślę pozdrowienia,
dużo sympati.
Lecz Stanisławie,
- to se ne wrati...
Nie wiem, o co chodzi.
OdpowiedzUsuńAle przecież nie muszę wszystkiego wiedzieć.